Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?, reż. Stanisław Bareja (1978 r.)
- Ja to, proszę pana, mam bardzo dobre połączenie. Wstaję rano za piętnaście trzecia. Latem to już widno. Za piętnaście trzecia jestem ogolony, bo golę się wieczorem. Śniadanie jadam na kolację. Tylko wstaję i wychodzę.
– No, ubierasz się pan.
– W płaszcz – jak pada. Opłaca mi się rozbierać po śniadaniu?
– Fakt!
– Do PKS mam pięć kilometry. O czwartej za piętnaście jest PKS.
– I zdążasz pan?
– Nie, ale i tak mam dobrze, bo jest przepełniony i nie zatrzymuje się. Przystanek idę do mleczarni. To jest godzinka. Potem szybko wiozą mnie do Szymanowa. Mleko, widzi pan, ma najszybszy transport, inaczej się zsiada. W Szymanowie zsiadam, znoszę bańki i łapię EKD. Na Ochocie w elektryczny do Stadionu, a potem to już mam z górki, bo tak... w 119, przesiadka w 13, przesiadka w 345 i jestem w domu, to znaczy w robocie. I jest za piętnaście siódma! To jeszcze mam kwadrans. To sobie obiad jem w bufecie, to po fajrancie już nie muszę zostawać, żeby jeść, tylko prosto do domu. I góra 22.50 jestem z powrotem. Golę się. Jem śniadanie i idę spać.
Brunet wieczorową porą, reż. Stanisław Bareja (1976 r.)
- Proszę, może pan siądzie?
- Dziękuję, postoję.
- Aaa, skoro tak, to ja też...Człowieka się pan boisz!?
- Ale o co panu chodzi!?
- Jakiego pana? Możemy zaraz wypić brudzia, Wacek jestem, a ty?
- Dajcie spokój temu obywatelowi, żaden brudzio!
- Ten pan chciał mi ustąpić miejsce.
- O!
- Proszę, siadajcie.
- Wysiadamy.
- Nie!
- Upór na nic wam się nie zda, wysiadamy!
- Nie, nie puszczę, żebym miał skonać, nie puszczę!